Forum Forum Zła Ziemia Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Kroniki Nowego Świtu Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Serafin Palownik




Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 14:56, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Opowiadanie Serafina Palownika pod tytułem Kroniki Nowego Świtu. Miłej lektury:). Jak chcecie wicej to pisycie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Serafin Palownik




Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 5/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 14:58, 23 Lis 2006 Powrót do góry

Wszystko się kiedyś kończy. Ten fakt nie jest tajemnicą. Od czasu pamiętnych gości w osobach Ashtona Terikamity i szczuraka Chit’Shin’Seka, na Lwiej Ziemi zaszły duże zmiany. Zazu odszedł na emeryturę, przekazując obowiązki królewskiego majordomusa innemu dzioborożcowi, prywatnie jego bratankowi, młodemu Kazanowi. Rafiki, czując zbliżający się kres swoich dni, przyjął do siebie ucznia. Timon i Pumba wrócili do dżungli, by tam w spokoju wychować swoich potomków. Do stada przyłączył się młody lew, przybłęda imieniem Borys. Aktualnie Vitani była z nim w ciąży. Rozwiązanie miało nastąpić za kilka dni, ale na razie widzimy naszych bohaterów opłakujących śmierć Simby. Nala oddała ducha kilka dni przed nim. Na pogrzeb przybyli przedstawiciele wszystkich zwierząt z sawanny. Uczcijmy króla minutą ciszy i popatrzmy.

***
-I przyjmij go wśród gwiazd, które są twym mieszkaniem, Piękny Aiheu, aby stamtąd spoglądał na, nas wraz z innymi władcami sprzed wieków. Niech się stanie! – Prowadzący ceremonię słoń umoczył trąbę w soku granatu trzymanego przez Rafikiego i nakreślił na czole martwego króla symbol słońca. Cztery lwice delikatnie zepchnęły jego ciało do grobu. Cztery inne zrzuciły do środka ziemię. Wszyscy spuścili głowy.
Kiara nie płakała. Już nie. Teraz była królową. Miała obowiązki. Łzy już dawno jej się skończyły. Kovu pokiwał głową w zadumie. Tak oto spełnia się marzenie mojej matki. – pomyślał – Jestem władcą Lwiej Ziemi. Dalsze rozmyślania przerwało mu mocne szturchnięcie. Spojrzał w dół. Małe lwiątko zapamiętale tłukło go głową w łapę, nic sobie nie robiąc z powagi sytuacji. Król spojrzał na nie z naganą.
-Jupiter przestań. To nie czas ani miejsce na zabawy.
Lwiątko podniosło łepek.
-Tak tato – odparło pokornie i usiadło na ziemi.
Pogrzeb powoli dobiegał końca i wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich codziennych spraw. Także stado wróciło na Lwią Skałę. Każda z lwic oddzielnie i wszystkie razem myślały – Tak to się toczy. Umarł król, niech żyje król. Każdego to kiedyś czeka. Jupiter biegł przed wszystkimi. Pierwszy dopadł do podnóża pałacu i wspiął się na klif. Wygląd zdecydowanie odziedziczył po ojcu, za to psotny charakter był wręcz identyczny jak Kiary.



***
Jupiter podbiegł do swojej rówieśnicy, lwiczki Reginy, która niosła coś w pyszczku.
-Cześć Regi! Co tam masz? – Lwiczka upuściła futrzane zwłoki na ziemię.
-Cześć Jupi. A szczura mam. Sama upolowałam! – Regina pokraśniała z dumy. Jupiter przyjrzał się zewłokowi. Rzeczywiści, był to szczur. Szarobrązowy i całkiem spory. Miał jakieś dwadzieścia centymetrów, bez ogona. Lewek trącił go łapą. Parsknął pogardliwie.
-Eee tam. Ja już niedługo upoluję antylopę!
Przyjaciółka przewróciła oczami - Jupiter, ty byś nawet muchy nie złapał. Chłopaki nie nadają się do polowania. Za to my – puknęła się łapą w pierś – jesteśmy urodzonymi myśliwymi.
-Ach tak?! – Jupiter skoczył na Reginę, ale ta zręcznie uniknęła ataku, tak, że lewek z całej siły wyrżnął głową w drzewo. Lwiczka zaniosła się śmiechem, a Jupiter usiadł i, patrząc na nią ponuro, rozcierał guza. Podeszła do nich Vitani. Szła powoli z powodu widocznego brzucha.
-Z czego się tak śmiejesz Regi? - zapytała.
-Z niego, ciociu Vitani. – Wskazała lewka.
Z niewiadomego powodu wszystkie lwiątka nazywały Vitani ciocią, chociaż tylko Jupiter miał powód. Przyszła matka zauważyła leżące na ziemi truchło szczura. Wstrząsnął nią dreszcz odrazy. Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie było to jej podstawowe pożywienie. Przez lata spędzone na Złej Ziemi zdążyła znienawidzić ich smak. Musiała jednak przyznać, że ofiara Reginy była wcale dorodna, choć w porównaniu z tymi, które żyły w jej dawnym domu, nie imponował.
Kiedyś trochę im zazdrościła umiejętności znajdowania jedzenia gdziekolwiek, lecz teraz, kiedy miała antylopiny pod dostatkiem przeszło jej.
-Nic ci nie jest Jupi? – spytała z troską. Zawsze lubiła tego malca. W końcu był jej bratankiem. Próbowała go przygarnąć, ale odtrącił jej łapę.
-Nie – burknął i odszedł pomęczyć Kazana, który w tym momencie próbował przekonać Kovu, że robienie obchodu jego ziem może być niebezpieczne. Na jego argumenty król odpowiadał, że to on tu rządzi i nic nie ma prawa mu się stać. W końcu majordomus skapitulował. Kovu zszedł na ziemię i pogalopował w sawannę, a ptak ruszył za nim.
Obie lwice, młoda i starsza obserwowały tę scenę z rozbawieniem. Kazan jeszcze nie do końca pojął zakres swoich obowiązków. Jego szczęście, że Kovu był z natury cierpliwy.
Regina dotknęła jej brzucha.
-Ciociu, jak mu dasz na imię? – zapytała.
Vitani spojrzała na nią dobrotliwie.
-Szczerze mówiąc, to spodziewam się bliźniąt. I jeszcze nie wiem jak je nazwę. Borys przebąkiwał coś o Zenicie i Amenie, ale mnie się średnio podobają. Poza tym mam nadzieję, że to będą dziewczynki. Ale wiesz, że mój mężulek ma obsesję na punkcie synów. – Uśmiechnęła się – Prawda, kochanie?
Borys pokornie wyszedł z zarośli. Westchnął.
-Od kiedy wiedziałaś, że tam jestem?
-Od początku. Czekałam tylko na odpowiedni moment.
-Ta, akurat – mruknął pod nosem bardzo cicho. Jego żona znana była z ciężkiej łapy. Zręcznie zmienił temat.
-Czyje to? – wskazał łapą szczura.
-Moje, wujku Borysie. Podoba ci się? – Lew skrzywił się z obrzydzeniem, ale Vitani rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Zaczerpnął głęboko powietrza i zdołał się opanować.
-Tak, wspaniały. Jesteś świetną łowczynią Regino – powiedział tym obłudnym tonem, którego dorośli używają względem dzieci, kiedy nie chcą im prawdą sprawić przykrości - ale teraz idź się pochwalić mamie – dodał szybko. Lwiczka złapała martwego gryzonia w pyszczek i odbiegła do swojej matki.
***
Kovu zwolnił biegu. Był na miejscu. Grób Simby ciągle był widoczny wśród traw. Nawet zbyt widoczny. Coś było nie tak jak powinno. Król podkradł się do mogiły. Wtedy zobaczył co się stało. Ktoś odkopał Simbę. Ziemia leżała odwalona niedbale na boki. Z ciała byłego króla zostały same kości. Bielutkie, gołe gnaty. Patrzył oniemiały na to upiorne widowisko. Kazan przysiadł mu na ramieniu.
-Panie, co tu się stało? – zapytał zszokowany.
-Nie... nie wiem. – Król z trudem wydobył z siebie głos.
Z trawy wyszła podstarzała gepardzica.
-Ja też nie, ale cokolwiek to było, spotkało też mojego męża. – Król i majordomus rzucili jej zdumione spojrzenia.
-To znaczy co konkretnie, Duma? – spytał Kovu.
-Ano zmarło się staruszkowi jakiś czas temu. Pochowaliśmy go, a jak! Ale kiedy wczoraj przechodziłam koło miejsca jego spoczynku, zastałam tam taki sam widok. Przepraszam na chwilę – podeszła do szkieletu Simby i obejrzała go dokładnie. Mruczała przy tym jakieś bezsensowne słowa w rodzaju ,,noo tak”, ,,pewnie” i ,,bardzo podobne”. W końcu uniosła głowę.
-Takie same ślady zębów jak na kościach mojego mężulka, niech go Aiheu przyjmie w gwiazdach.
-Hieny? – podsunął Kazan.
-A widział ty tu ostatnio hienę? – parsknęła Duma – Poza tym to nie są ślady kłów. Są zbyt podłużne. I hieny raczej nie trudziły by się wykopywaniem zwłok. Mają pod dostatkiem padliny na powierzchni.
-Ale w taki razie, co to jest? – Kovu wyglądał na zaniepokojonego.
-Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. Jak długo tu żyję, nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.
-No dobra. Mam pomysł – Kovu podrapał się z frasunkiem – Duma. Ty się kręcisz po całej Lwiej Ziemi. Znasz tu każdego. Popytaj, może kogoś jeszcze spotkało coś podobnego. Później zdasz mi raport. Byle dyskretnie. Nie chcę wywoływać paniki. To się także ciebie tyczy, Kazan. Dziób w kubeł i ani mru mru. Jasne? – Gepardzica i dzioborożec pokiwali głowami. Pożegnali się i poszli w swoje strony.

***
Powoli nadszedł wieczór, a po nim zmierzch. Jakiś cień wyślizgnął się z jaskini w Lwiej Skale. Zszedł na dół gdzie czekał na niego drugi cień.
-I co? – odezwał się ten pierwszy. Był to Kovu.
-Były jeszcze trzy takie przypadki. Zebra, impala i, uważaj, hipopotam. Ogryzione dokładnie. Nawet nie musieli się zbytnio trudzić z wyciągnięciem zwłok. Zawsze mówiłam, że kopytami nie da się nic porządnie zakopać. – mruknęła Duma.
-Masz jakieś podejrzenia?
-Pytaj mnie, a ja ciebie. To mi nie pasuje do żadnego śmieciojada. – pokręciła głową. Kovu westchnął i wzniósł oczu ku niebu.
-Dobrze. Wypocznij. Jutro zapolujemy na te hieny cmentarne. Spotkamy się pod tą akacją. - Wskazał łbem niedalekie drzewo. Kocica bez słowa odwróciła się i obiegła w mrok. Król zmartwiony powlókł się do jaskini. Przytulił się do Kiary i zaraz zasnął. Śniły mu się szczury. Takie na jakie polował w dzieciństwie z Vitani i Nuką.
***
-Słuchaj Jupi, a może skoczymy po małpistego? – Tym mianem lwiątka określały ucznia Rafikiego. Jupiter przeciągnął się.
-Możemy. W sumie nie mam nic lepszego do roboty.
Droga do baobabu nie zajęła im dużo czasu. Stanęli pod drzewem i zaczęli wołać jedno przez drugie. Po chwili spośród liści wychylił się Rafiki.
-Czego tu szukacie? – odkrzyknął im.
-Jest Amaru? – zapytali chórem. Szaman roześmiał się.
-Jest, jest. Zaraz zejdzie. – Nie kłamał. Zanim zdążyli policzyć do dziesięciu, po pniu zsunął się nieduży, smętny mandryl. Przywitali się i poszli razem do wodopoju. Tam zawsze coś się działo. Amaru był uczniem Rafikiego od kilku miesięcy, ale ciągle uważał, że się nie nadaje. Z natury był pesymistą. Miał kompleksy i twierdził, że nigdy nie dorówna Rafikiemu i do końca życia będzie jakimś podrzędnym szamanowinką. Ale mimo to nie rezygnował.
Droga do wodopoju nie trwała długo. Trafili na zażartą kłótnię dwóch zebr. Najwyraźniej poszło o to, która ma ładniejsze paski. Amaru i Jupiter dopingowali tę pierwszą, a Regina drugą. Skończyło się remisem dwa do dwóch, w dogrywce.
Po drodze na Lwią Skałę spotkali starą gepardzicę Dumę. Ta, uśmiechnąwszy się tajemniczo, odbiegła i skryła na akacji. Dzieciaki popatrzyły na siebie zdumione. Amaru wzruszył ramionami. Po co się przejmować wybrykami jakiejś emerytki? Nie niepokojeni dalszymi zajściami dotarli na Lwią Skałę o zmierzchu. Amaru postanowił zostać tam na noc.


***
Kovu spotkał Dumę na umówionym miejscu. Niósł z trudem przemycony udziec zebry. Szybko zakopali go i wspięli się na drzewo. Teraz pozostawało tylko czekać.
Mijały minuty. Postanowili nie czatować na raz. Każde z nich miało obejmować wartę na dwie godziny. Akurat była kolej Dumy, kiedy zauważyła koło miejsca pochówku nogi jakiś ruch. Po cichu obudziła króla i pokazała mu to. W trawie zobaczyli kilka niedużych sylwetek. Dopiero po chwili zorientowali się na co patrzą. Około dziesięć szczurów zapamiętale ryjących w ziemi. Zaraz też wyciągnęły udziec i zabrały się raźno za pałaszowanie.
Wtedy pod Kovu zarwała się gałąź. Spadł prosto między ucztujące gryzonie. Upadek oszołomił go, ale szybko zerwał się na nogi i warcząc wycofał się pod drzewo. Biesiadnicy wlepili w niego spojrzenia paciorkowatych czarnych oczu. Z miejsca zorientował się w ich zamiarach. Po co mamy jeść tę padlinę, skoro tu mamy świeże, żywe mięsko? – wydawały się mówić, choć nie wydawały żadnych dźwięków. Zastanawiały go tylko dwie rzeczy – rozmiar tych stworzeń i błyszcząca w ich oczach zajadłość. Widział w życiu wiele szczurów ale największy dotychczas nie przekraczał trzydziestu centymetrów. Te miały najmniej pól metra. Długie, żółte siekacze błyszczały w świetle księżyca. Pierwszy gryzoń skoczył, próbując ugryźć go w szyję. Odtrącił go łapą. Zaraz dołączył do niego drugi, a po nim następne. Najwyraźniej nic sobie nie robiły z jego ciosów. Duma zeskoczyła z drzewa i przyłączyła się do walki. Nie mieli jednak szans. Musieli uciekać. Popędzili w stronę Lwiej Skały.
Jak dwa duchy przemknęli obok śpiącego Kazana i wskoczyli do jaskini. Zdziwiło ich, że lwice są przytomne. O tej porze powinny wszystkie spoczywać w objęciach Morfeusza. Słyszeli też czyjeś jęki. Okazało się że to rodząca Vitani. Klęczał przy niej Rafiki ze swoim uczniem, a Borys krążył nerwowo po komnacie. Lwice były zbyt zaaferowane porodem, żeby zwrócić uwagę na powrót władcy i przybycie gościa.

***

Kazan spał smacznie na gałęzi jednego z karłowatych drzewek, porastających podnóże Lwiej Skały, kiedy poczuł, że coś chwyta go za ogon. Poderwał się i kilkoma ciosami mocnego dzioba zmusiła oderwał napastnika. Wtedy stwierdził, że z ziemią, na którą patrzy jest coś nie w porządku. Zdawała się falować. Po chwili dopiero zdał sobie sprawę, że nie na ziemię patrzył.
Pojawiła się sugestia błyszczących oczu a nawet cichutkich pisków. Szczury. Pod Lwią Skałą kłębiły się tysiące szczurów. Kazan zawył. Pędem wleciał do jaskini i już od progu wrzasnął na alarm. Kiedy Kovu minął go w przejściu, zdawało mu się, że usłyszał jak mruczy ,,Cholera, przylazły za nami”. Nie wiedział o co chodziło jego panu. Mimo to pogonił lwice, które ruszyły za królem. W jaskini zostały tylko lwiątka, rodząca Vitani, Amaru i jego mistrz.
Kovu i jego podwładne wypadli na zewnątrz jak z procy. Ku ich przerażeniu, Kazan się nie mylił. Gryzonie wdarły się już na klif. Koty z rykiem rzuciły się do ataku. Walczyły niezwykle dzielnie, ale nie miały szans ze znacznie przeważającymi siłami wroga. Powoli lecz nieubłaganie, szczury zaczęły wypierać je w stronę jaskini.
W środku czekała na nich niespodzianka. Vitani urodziła trojaczki. Rafiki ze zgrozą zobaczył co się dzieje. Złapał swój kij i wywijając nim, jak na szamana przystało, wspomagał lwy. Amaru rzucał kamieniami, jednak opór nie zdawał się na nic. Wtedy usłyszeli nieludzki skowyt. To jeden ze szczurów ugryzł Rafikiego w bok. Jego siekacze bez trudu wbiły się w płuco chudego mandryla. Lwy wycofały się.
Szaman odrzucił gryzonia w tłum jego pobratymców i złapał Kovu za grzywę. Spojrzał mu głęboko w oczy.
-Uciekajcie z Lwiej Skały. Jak najdalej możecie. Ratujcie te dzieci - wyciągnął palec w stronę Vitani – i zabierzcie ze sobą Amaru. – puścił go. Kovu pobiegł w głąb jaskini. Kiara, usłyszawszy przemowę Rafikiego odwaliła kamienie z dziury, którą kiedyś już uciekła z domu. Vitani i jeszcze dwie lwice złapały po jednym lwiątku i przecisnęły się przez otwór pierwsze. Za nimi poszły starsze dzieci, a potem reszta stada, Duma i Amaru. Kazan już czekał na zewnątrz.
W czasie trwania gorączkowej ewakuacji, Rafiki rozerwał jeden z owoców, które miał zawieszone na kiju i wzniósł dziwny zaśpiew. Jaskinia wypełniła się jakimś ostrym zapachem, jakby gazu ziemnego. Upewnił się, że został sam z gryzoniami i odczołgał się na środek groty. Złapał kamień. Szczury gryzły go i szarpały pazurami.
-Nadszedł czas – wycharczał. Uśmiechnął się złośliwie i uderzył kamieniem w posadzkę. Przeskoczyła mała iskra. Nie trzeba było więcej, żeby wywołać piekło.

***
Stado uciekało ile sił w łapach. Odbiegli jakieś trzysta metrów, kiedy ziemią wstrząsnął potworny huk. Wszyscy odwrócili się w stronę Lwiej Skały. A raczej miejsca gdzie kiedyś była. Teraz zostało z niej tylko olbrzymie gruzowisko.
Niedowierzali własnym oczom. To co zobaczyli, po prostu nie mogło być prawdą. Lwia Skała była wieczna. Od zawsze, na zawsze. Ale jednak leżała przed nimi, w jednej chwili zdegradowana do roli sterty głazów. Patrzyli tak bez słowa. Pierwsza odezwała się Regina.
-Gdzie my teraz będziemy mieszkać? – zapytała cicho. Kovu nabrał powietrza.
-Teraz mamy ważniejszą sprawę – skinął łbem w stronę dzieci Vitani - Zbliża się świt.
-Ale Rafiki nie żyje. Kto poprowadzi ceremonię? – głos Amaru jak zwykle brzmiał niepewnie. Siostra Kovu wstała, odłamała z pobliskiego drzewa długą gałąź i rzuciła ją pod nogi mandryla. Podniósł go drżącą ręką.
-Ja? – wszystkie lwy przytaknęły – Ale nie mam owoców. Czym namaszczę lwiątka? - Jedna z lwic skoczyła w trawę. Wyszła z niej ze szczurem, który jakimś cudem zdołał uciec katastrofie, w pysku.
-Użyj tego – powiedział Kovu – One zniszczyły Lwią Skałę, niech więc teraz odkupią swoje winy sprowadzając na nie łaskę Aiheu. Pospiesz się Amaru. Świt już blisko.
Mandryl uniósł pierwsze lwiątko. Był to chłopiec. Lwica, która złapała gryzonia, teraz zręcznym ruchem podcięła mu gardło. Ciepła krew trysnęła na palce szamana. Narysował na czole dziecka słoneczny łuk i posypał go piaskiem. To samo zrobił z drugi chłopcem i jego siostrą. Podał młode Vitani. Przytuliła je i powiedział głośno ich imiona. Chłopcy zostali nazwani zgodnie z życzeniem ojca – Zenit i Amen. Dziewczynce dała na imię Bianka. Wstało słońce. Amaru ochrzcił dotknął każdego z trojaczków swoim kijem, nadając im wspólne miano - Dzieci Nowego Świtu.

***
Autor obserwował Lwią Ziemię z bezpiecznego miejsca. Widział jak Amaru kłośnym okrzykiem obwieścił śmierć starego szamana i przybycie nowego. Zobaczył też stado Kovu, ruszające bez słowa w poszukiwaniu domu. Zasępił się. Opowiadanie nie wyglądało tak, jak planował. Skąd u licha wzięły się te szczury? – pomyślał – Nie chciałem szczurów. Skupił wzrok na tekście. Wyczuł...coś. Na Złej Ziemi. Coś co prawie przejęło kontrolę nad tekstem. Poświęcenie Rafikiego i Lwiej Skały było jedynym sposobem odzyskania władzy. Autor zasalutował piórem w stronę Złej Ziemi. Twój ruch kochasiu. Czymkolwiek jesteś. – pomyślał i uśmiechnął się. Nad Lwią Ziemię nadciągały chmury. Rozpoczęła się wojna.

Błażej Kowalczyk


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)